W tym tygodniu świętowaliśmy Dzień Franka. Tak nazywamy rocznicę „dorodzin” naszego starszego syna. Czyli dzień, w którym pojawił się w naszym życiu, w którym dowiedzieliśmy się o jego istnieniu. Może sensowniej byłoby świętować dzień, w którym spotkaliśmy się z nim w domu dziecka lub w którym wzięliśmy go wreszcie do domu, ale ten dzień jest dla nas wyjątkowo ważny. Po za tym możemy sobie świętować kiedy i jak chcemy, prawda? Co roku robimy sobie wolne, cały dzień włóczymy się po placach zabaw i obowiązkowo jemy obiad w McDonaldzie na Rondzie Mogilskim w Krakowie. Dlaczego właśnie tam? Cóż… to było miejsce, gdzie poszliśmy z Michałem po wizycie w ośrodku adopcyjnym. Jedyne miejsce w okolicy, gdzie można było wypić kawę i porozmawiać. Teraz pewnie poszlibyśmy do Cafe NOWA Księgarnia.
Ten dzień, 11 lat temu, zapoczątkował dla mnie przepiękną historię zwaną macierzyństwem. Ale też 50 najtrudniejszych dni w moim życiu. Dokładnie tyle minęło od czasu poznania Franka do dnia, w którym mogliśmy go zabrać do domu. Pamiętam, że aby poradzić sobie z bólem oczekiwania, zaczęłam pisać. Odszukałam te zapiski. Chciałabym się podzielić z Tobą wybranymi fragmentami.
Zostało 50 dni
Lubię traktować życie jako wyzwanie. Zamiast mówić – boję się, co będzie jutro, wolę myśleć – ciekawe, co jutro się wydarzy. Tak myślę dzisiaj, choć w ostatnich dniach bywało różnie.
Przed nami 50 dni oczekiwania. 50 dni to krótko. Pięćdziesiąt dni to bardzo długo. Zależy na co się czeka. Można to traktować jako przyspieszoną ciążę, albo wydłużony poród... A w zasadzie to ani jedno, ani drugie. Bolesne oczekiwanie na dziecko, nasze dziecko. Tak, wiedzieliśmy to od pierwszego momentu, gdy je zobaczyliśmy. To jest nasz synek. Wzięliśmy go na ręce, zabawialiśmy, nakarmiliśmy, przewinęliśmy, usnął w naszych ramionach... A potem musieliśmy zostawić go na drugim końcu Polski i wrócić do domu, czekając na wieści z sądu. Zawsze wydawało mi się, że najtrudniejszy będzie czas oczekiwania na wiadomość, że jest dziecko do adopcji. Potem myślałam, że nie ma nic straszniejszego niż oczekiwanie na termin rozprawy. I chyba jednak to najgorsze za nami, choć wiadomość o odległym terminie była dla nas dużym ciosem.
Czy 50 dni to dużo? Wszyscy w naszym rodzinnym mieście (ośrodek adopcyjny, znajomy z sądu) dziwią się – dlaczego tak długo? U nas to trwa tydzień, góra dwa. Wszyscy w rodzinnym mieście naszego synka (ośrodek adopcyjny, dom dziecka) cieszą się – super, że tak szybko. Jak na nasz sąd... Gdyby ktoś mi powiedział – tak to wygląda, składasz papiery w sądzie i czekasz dwa miesiące. Ok, przyjęłabym z pokorą. Ale dlaczego u nas się da, a tam nie? Można się wkurzać, ale co nam pozostaje? Można płakać, ale jaką to przyniesie nam korzyść? Zaczynamy więc naszą pielgrzymkę, oczekiwanie, adwent...
Tata (48)
Lubię patrzeć na M. w nowej roli. Jak troskliwie bierze syna w ramiona. Jak martwi się, czy sobie poradzi. Jak cieszy się, że sobie poradził. Jak patrzą sobie w oczy. Moi mężczyźni uczą się siebie nawzajem. W oczach M. widzę błysk. Pyta mnie: czy to możliwe, żeby pokochać adoptowane dziecko, tak szybko?
Są też chwile, których nie lubię. Takie, w których M. uświadamia sobie, że jutro znów będziemy musieli zostawić Frania i wracać do pustego domu. Nie znoszę jego łez. Bolą.
W kręgu mam i tatów (47)
Kilka dni temu byliśmy za warsztatach chustowania. Ciągnie nas do innych rodziców, do spotkań. Inni mieli szkołę rodzenia, opowiadali o swoich planach, wybranych imionach. Kurs przygotowawczy w ośrodku adopcyjnym był dla nas bardzo ważnym etapem. To bardzo dobry czas, wypełniony przemyśleniami, rozmowami. Pełen nadziei. W gronie osób, które rozumiały się nawzajem. Ale teraz chcemy komuś powiedzieć – nasz synek ma 7 miesięcy... Chcemy być częścią tej wielkiej społeczności mam i tatów. Chcę rozmawiać z mamami na ulicach. Nie wiem czemu to ważne, ale jednak... Być mamą. Być tatą.
Chcę o sobie powiedzieć: Mam na imię A. Jestem mamą Franka. Ale jeszcze nie umiem. Jeszcze w to nie mogę uwierzyć. Może boję się zapeszyć, chociaż nic przecież już nie może się stać. Franek to nasz syn. Wiem to. A kiedy poczuję, że ja to jego mama?
Ot, zwyczajny dzień (44)
Zupełnie zwyczajny dzień. Babskie spotkanie, pogaduchy. Mieszkanie wypełnione zabawkami, biegające dzieci, pierwsze interakcje społeczne, czasem zbyt trudne i zakończone płaczem, czasem zabawne. Trawka, plastelina, w końcu plac zabaw. Piaskownica, huśtawki, kłótnie o łopatkę. Rozmowy o porodzie, szpitalach i lekarzach, o dzieciach, co, kto i jak potrafi lub powiedział.
Fajny, zwyczajny dzień w gronie fajnych kobiet i ich dzieci. A ja razem z nimi, ale jednak obok. Bez historii porodu, bez Franka na kolanach, czasem bez zrozumienia dla pewnych spraw, które wciąż są przede mną. Ale to się zmieni. Już się zmienia. Już mogę opowiedzieć o pierwszym spacerze, o tym co Franio lubi, a czego nie. To strzępki informacji. Tak mało wiem o swoim dziecku, tak bardzo chciałabym go już poznawać. Ale jest dobrze. Nasza droga jest inna, ale jest. Dlatego to mamowe spotkanie było dla mnie tak ważne. Jestem za nie bardzo wdzięczna.
Kosmos szykuje się na przyjście nowego (42)
Oczekiwanie na dziecko jest zawsze trudne i piękne zarazem. Każde oczekiwanie jest inne. Każda ciąża przebiega inaczej, bo każda mama, każda sytuacja i każde dziecko jest inne. Również każda adopcja. Po co to wszystko piszę? Dla siebie. Pisanie to moja metoda na poradzenie sobie z bólem czekania. Dla Frania. Chcę zachować w pamięci te pierwsze nasze wspólne, choć osobne chwile. Dla innych mam adopcyjnych. I tatów też.
Czasem myślę nad tymi latami, które minęły odkąd zapragnęłam z całych sił zostać mamą... 8 lat pełnych zawirowań, zmian. Mam wrażenie, że wszystko w moim życiu, cały mój wszechświat, szykował się na tą chwilę. Rozwód, nowy związek, zmiana pracy, mieszkania, diety, a nawet wyznania. I ślub. Nieplanowany, ale konieczny ze względów formalnych. Potem przygotowania – kurs przygotowawczy, dokumenty, remont, i znów czekanie. Każdy rok, miesiąc, dzień przepełniony nadzieją i czekaniem. Każde święta z takimi samymi życzeniami.
Na pytanie: Dlaczego chcecie adoptować dziecko? wiele osób na kursie odpowiadało: Chcemy stworzyć pełną rodzinę. Zawsze czułam jakiś wewnętrzny opór przed tym stwierdzeniem. Nasza rodzina jest pełna. Nasze życie jest pełnowartościowe, szczęśliwe. Wiem, że człowiek, z którym jestem, jest tym, z którym chcę spędzić resztę życia. Zawsze powtarzałam, że wolałabym nie mieć dzieci z M., niż mieć je z kimkolwiek innym. Cieszę się jednak, że wszechświat nie potraktował tych słów zbyt poważnie...
Pod ostrzałem (41)
Wciąż nie mamy informacji na temat kuratora. Chodzę po mieszkaniu i zastanawiam się czego mógłby się przyczepić. Wyolbrzymiam, stresuję się. Na pewno niepotrzebnie. Czuję się jednak wciąż obserwowana i oceniana. Ośrodek adopcyjny – jeden i drugi, kurator, sąd, nawet rodzina, w której przebywa Franio. Wszyscy patrzą na nas i sprawdzają – czy będą dobrymi rodzicami, czy są fajnymi ludźmi, czy mają odpowiednie warunki, czy wystarczająco zarabiają... Nie lubię myśleć o naszym w życiu w kategoriach sprawiedliwe-niesprawiedliwe, ale czy rodziców biologicznych ktoś pyta o ich poglądy, o wielkość pokoju, o dochody? I cały czas w takich sytuacjach zastanawiasz się – co powiedzieć, jak to powiedzieć?
Dowiedzieliśmy się, że kurator może sprawdzać, czy dziecko ma swoje miejsce do spania. Nawet nie pokój, ale własne łóżeczko. W naszym przypadku tak, ma, bo nasz materac jest za wąski i musieliśmy zrobić dostawkę. A co w przypadku rodzin, które decydują się na wspólne spanie z dzieckiem? Mają pożyczyć łóżeczko na czas wizyty czy przekonywać kuratora o korzyściach co-sleepingu?
Na początku roku złapałam się na tym, jak bardzo zwracam uwagę na to, co inni o mnie myślą. Nie zauważyłam wcześniej, żeby był to dla mnie aż taki problem. Jeszcze chwila, jeszcze trochę musimy przejść. Pokazać się. Potem zacznie się problem zgoła odwrotny. Ostatnio spotkałam się z opinią, że jesteśmy wspaniali, albo że ktoś jest z nas dumny. Zawstydza mnie to tak samo, jak pytania o nasze warunki i poglądy. Adoptujemy zdrowego, dobrze rozwijającego się chłopca, małego, bez traumatycznej historii. Zaraz po urodzeniu trafił do cudownej rodziny. Ma zaledwie kilka miesięcy. Pierwszy krok, pierwsze słowo – to wszystko jeszcze przed nami. Któż z rodziców oczekujących na adopcję, nie marzyłby o takim dziecku. Owszem, nie ma jednej rączki, ale czy nasza postawa jest taka wspaniałomyślna? W czym może nam to przeszkodzić? Nie poświęcamy się, z niczego nie rezygnujemy. Nie musimy się przeprowadzić (co z pewnością byłoby konieczne przy dziecku bez nóg), nie musimy mu zapewnić całodobowej opieki przez całego jego życie. Nie chcę być „kandydatem”, nie chcę być „wspaniała”. Chcę być mamą. Po prostu!
Hormony? (32)
Chyba za szybko się pochwaliłam. Dziś był fatalny dzień. Na niczym nie mogę się skupić. Projekty robione na szybko, z mnóstwem błędów, zupełnie bez sensu. Z jednej strony chciałabym wykorzystać to, że mam jeszcze chwilę. Dokończyć projekty, powiększyć portfolio, trochę zarobić. Z drugiej – do niczego się już nie nadaję. Jeden dzień jest lepszy, drugi gorszy. Czasem wierzę, że wszystko będzie dobrze, innym razem nadmiernie stresuję się kuratorem, rozprawą i milionem innych spraw. Gdybym była w ciąży mogłabym pomyśleć, że to hormony ;). Z drugiej strony – gdybym była w ciąży, w ostatnim miesiącu (jeszcze tylko 32 dni!) to chyba należałby mi się jakiś urlop, prawda...
Tak mi się marzy – coś poczytać, uszyć śliniaczki, pójść na spokojne zakupy. Taki moment na delektowanie się tym, co ma przyjść. Chociaż... w pracy czas jakoś szybciej mija.
Oskarżona o uczucia macierzyńskie (25)
Chciałam, żeby zapis tych 50 dni był mimo wszystko pogodny. Ale dziś taki dzień... Zawsze tak jest jak wracamy od Frania...
Ludzi, którzy chcą adoptować dziecko traktuje się w tym kraju jak przestępców. Najpierw dowiedzieliśmy się, że nie możemy spotkać się z sędziną poza salą rozpraw, bo jesteśmy stroną w sprawie. Ręce mi opadły i nie zdążyłam zapytać Pani kto jest tą drugą „stroną”, bo chyba nie Franek... A dziś dostałam długo wyczekiwane pismo takiej treści:
"Sąd Rejonowy (taki a taki) wzywa Panią, aby w dniu (takim, a takim) stawił(a) się w tym Sądzie w sali nr 1 gdzie będzie przesłuchiwana (y) w charakterze strony w sprawie z wniosku Michała Rokity Anny Komorowskiej w sprawie własnej
Stawiennictwo obowiązkowe pod rygorem pominięcia dowodu z zeznań".
(Interpunkcja i ortografia zachowana zgodnie z oryginalną).
Do tego jeszcze wymagane dwa zaświadczenia (w tym lekarskie, które składaliśmy już kilka razy) „pod rygorem zawieszenia postępowania”.
...już mi się nawet komentować nie chce.
Tu zapiski się urywają. Pewnie nie miałam już na nie siły. Albo czas zaczął płynąć szybciej. Nie pamiętam. Takie oto wspomnienie mojej adopcyjnej ciąży… I dwa zdjęcia. Prawie w tym samym miejscu, w Trójmieście, w 2013 i 2023.