Wyobraź sobie, że masz przyjaciółkę, która szuka pracy. Regularnie dzwoni do Ciebie opowiadając o swoim aktualnym pomyśle.
Bo wiesz… Tak sobie pomyślałam, że może spróbować czegoś zupełnie innego. Jest tyle możliwości. Może właśnie potrzebuję odmiany. Wiesz przecież, że zawsze marzyłam o kawiarni. Teraz wiem na pewno, że nie chciałabym prowadzić własnej, ale gdyby tak spróbować pracy jako baristka? Fakt, nie mam doświadczenia, więc w żadnej z moich ulubionych kawiarni nie dostanę pracy, ale w sieciówkach już jest szansa. Nawet przeszkolenie oferują. To na początek, bo po jakimś czasie można zrobić takie profesjonalne szkolenie (już sprawdzałam, gdzie najlepiej), a potem zmienić miejsce pracy. Potem dorobić szkolenie z alternatywnych metod parzenia i poszukać w kawiarniach speciality. Brzmi jak plan, prawda? Kupiłam dwie książki i znalazłam kilka fajnych podkastów na ten temat. Napisałam też nową wersję CV, w której prezentuję swoje umiejętności i jak można je wykorzystać w kawiarni…
Jakiś czas później…
Wysłałam już kilkanaście zgłoszeń. Wiadomo, to wymaga czasu. Ale jak sobie przeglądam oferty to… nawet w tych najlepszych kawiarniach stawka jest niewiele wyższa niż minimalna krajowa i wszędzie umowy zlecenie. A wiesz, że dla mnie w tym momencie liczy się przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. I tak sobie pomyślałam, że jeśli się mam przebranżowić, to może jednak wykorzystując to, co już umiem. I w kierunku, który da szansę, z czasem, zarobić trochę więcej. A skoro jestem projektantem to może pójść w UX design? Tak, muszę się dużo nauczyć. Znalazłam już świetny bootcamp i ciekawy hackaton. I dowiedziałam się, że Urząd Pracy finansuje takie kursy, nawet w całości! Czy to nie świetne? Zrobiłam taki kurs o zawodach w IT i ciągnie mnie do tego UX. Widzę się jako UX writer, albo workshopowiec, a najchętniej w accesible design. Musiałabym podszkolić angielski, ale zgłosiłam się już do programu, w którym jeden z banków funduje kurs i egzamin. I książkę o angielskim w IT kupiłam. I o projektowaniu.
A następnym razem…
Słuchałam ostatnio kilku podkastów i czytałam artykuł w Wyborczej… O tym, że rynek jest już nasycony UX designerami. Czas szukania pracy wydłużył się do pół roku. Czyli potrzebowałabym minimum pół roku na zrobienie kursu, przygotowanie portfolio i kolejne pół na szukanie. Nie mam aż tyle czasu. A i nie mam gwarancji, że to się uda. Boję się, że będzie jak z wydawnictwem, że wejdę w zupełnie nową branżę, której nie znam i nie rozumiem… Ale skoro nie projektowanie, to może edukacja? Bo wiesz, ja odkryłam, że od 25 lat w jakiś sposób uczę! 25 lat! I ciągle wracam do tego uczenia. Więc może jednak pójść tym tropem. Mogłabym uczyć… matematyki! Wiele dzieci jej nie znosi, a ja mam tyle pomysłów na gry i zabawy, które mogłyby ją trochę odczarować. Nie mam uprawnień, ale Urząd Pracy finansuje studia podyplomowe. Znalazłam nawet taką uczelnię, która łączy dwa kierunki w jednym – nauczanie matematyki i informatyki. I akurat, zobacz jaki zbieg okoliczności, w moich UP jest nabór wniosków! Teraz, w tym tygodniu!
Nie mów jej, żeby się zdecydowała…
I może brzmiałoby to jak zabawne skakanie z kwiatka na kwiatek, gdyby nie to, że nie ma w tym nic zabawnego. Przeciwnie, jest w tym mnóstwo lęku. Bo to nie jest tak, że ta nasza przyjaciółka wpada na kolejny genialny pomysł, tworzy nową wersję CV, wysyła ją i dostaje mnóstwo zaproszeń na rozmowy i propozycji pracy, ale odrzuca je, bo biegnie do kolejnego, jeszcze bardziej genialnego pomysłu. Prawda jest taka, że aplikuje na każde stanowisko, do którego choć trochę mogłaby się wpasować i tworzy sobie tę opowieść, żeby się nie załamać. Bo może to wcale nie jest wymarzona praca, ale przecież na pewno ma jakieś plusy… Zagłusza wątpliwości tą radosną paplaniną, patrząc na świat przez różowe okulary. A gdy po raz kolejny zostaje odrzucona – próbuje czegoś nowego. Choć już do końca nie wie, czego by chciała. Bo w zasadzie nie ma to takiego znaczenia. Teraz liczy się to, żeby znaleźć cokolwiek… Ale jeszcze nie poddawać się zupełnie. Jeszcze nie rezygnować ze swoich priorytetów.
Optymizm czy naiwność
Czy tworzenie w swojej głowie wspaniałej wizji potencjalnej pracy i przymykanie oka na ewentualne trudności nie jest objawem optymizmu? Nazwałabym to raczej naiwnością.
I przyznam szczerze, że bardzo mnie to irytowało. Irytował mnie ten ciągły dialog, który prowadziłam sama ze sobą od kilku miesięcy (bo jeśli jeszcze się ktoś nie zorientował – cały czas pisałam o sobie). Irytował mnie ten brak zdecydowania, brak wizji przyszłości, brak pomysłu na siebie. To dla mnie zupełna nowość. Zawsze wiedziałam. Zawsze miałam plan i konsekwentnie go realizowałam. Pojawiały się nowe pomysły, odchodziły stare, ale zawsze jakieś były. A teraz… po prostu nie wiem.
Z drugiej strony, za każdym razem było to szczere. To wcale nie tak, że z uśmiechem opowiadałam sobie i najbliższym, jaka to wspaniała może być praca w tym zawodzie, a w środku płakałam lub drżałam z przerażenia, bo bardzo, bardzo nie chciałabym tego robić. Nie, ja naprawdę w każdej tej nowej okazji widziałam miejsce dla siebie. Miałam pomysł, jak bym do tego podeszła, co mogłabym osiągnąć, w którą stronę się rozwijać. Cieszyłam się na naukę nowych rzeczy. I wiem, że w każdej pracy znajdę dla siebie coś ciekawego.
[Pamiętasz mój cykl artykułów o ciekawości i o tym, że można się w niej ćwiczyć? Znajdziesz je TUTAJ].
Jest to naiwność, choć nie łatwowierność. Doskonale wiem, że każda praca ma swoje plusy i minusy, że nie ma jednego, idealnego rozwiązania, że to co wybiorę teraz, nie jest wyborem na zawsze, że mogą zmienić się okoliczności i niekoniecznie na lepsze.
A jednak wierzę, że będzie dobrze. Jakkolwiek by nie było – będzie dobrze. I zaczęłam się do tej swojej naiwności przyzwyczajać, a nawet czuć wobec niej wdzięczność.
Wady, które stają się supermocami
Uświadomiłam sobie, że to, co tak mnie irytowało, może stać się moją największą bronią. Moja naiwność pozwala mi wierzyć, że tym razem się uda, a jak nie tym razem to kolejnym, że coś tam na mnie czeka.
Ratuje mnie przed rozczarowaniem. Bo jeśli coś nie wyszło teraz, to może tak właśnie miało być. Może to wcale nie był najlepszy wybór. Te drzwi są zamknięte.
Pomaga mi przetrwać. Nie to, to może coś innego. Nie teraz, to może później. Może są jakieś zupełnie inne drzwi, których jeszcze nie sprawdziłam.
Zachęca do tego, by cieszyć się potencjalnymi szansami. Przez uchylone drzwi niewiele widać. Zazwyczaj w pierwszej kolejności myślimy o tym, co dobre. Zdaję sobie sprawę, że gdzieś tam kryją się też wady, ale teraz nie czas na nie. To czas celebracji nowego.
Wreszcie – odzyskuję wiarę we własne możliwości. Niezależnie od tego, gdzie wyląduję, odnajdę tam miejsce dla siebie, swój sposób na nową sytuację. Wiem, że za każdymi drzwiami można znaleźć się coś ciekawego.
Naiwne? Być może. Ale już nie zamierzam z tym walczyć.
Może wszyscy powinniśmy pielęgnować w sobie ten pierwiastek naiwny, który każe nam zgłębiać otaczający świat z ciekawością pozbawioną wstydu, że budzi w nas więcej pytań i wątpliwości, niż daje odpowiedzi.
Olga Brzezińska Naiwność w odpowiednich dawkach, Liberté!
Dziennik pokładowy
Długo zastanawiałam się, czy napisać ten artykuł (tym bardziej, że treściowo mocno pokrywa się z pierwszym z tej serii). Ileż można pisać o sobie? Podobno pisanie o swoim życiu jest wynikiem braku wyobraźni. Robimy to, bo nie umiemy wymyślać historii. Coś w tym jest. Wszystkie moje próby „kreowania postaci” lub pisania fikcji kończyły się klapą. Wiedz więc, że moje pisanie o sobie nie wynika z narcyzmu. To tylko brak wyobraźni…
Ale piszę też dla tych, którym obiecałam zdawać relację z mojej podróży od przedsiębiorczyni przez bezrobotną do (miejmy nadzieję) osoby zatrudnionej. Dziękuję za wszystkie słowa pocieszenia i porady, za trzymane kciuki.
Sytuacja na dziś :
2,5 miesiąca poszukiwań
ponad 1000 (!) przejrzanych ogłoszeń
niemal 50 wysłanych CV, w różnych wersjach w zależności od stanowiska
1 bezpośrednia odmowa (ze względu na brak doświadczenia – kawiarnia) i 1 odrzucenie (widoczne w systemie do aplikowania)
1 pytanie czy zgłoszenie aktualne (później brak odzewu, mimo potwierdzenia)
1 przeprowadzona rozmowa kwalifikacyjna (1. etap, po którym zrezygnowałam z dalszego aplikowania)
0 jakiekolwiek pewności i duże pokłady nadziei (i naiwności!).
cdn… (mam nadzieję)
Relacje z moich bardziej lub mniej udanych poszukiwań pracy zamieszczam w cyklu PRACA (kliknij, żeby zobaczyć wszystkie).
Ańu, jak dobrze to znam! Te nieustanne nadzieje i rozmowy sama ze sobą. Te poszukiwania i przymiarki. Trzymam kciuki i wysyłam dobrą energię <3